Ukląkł przy trupie, zamykając mu oczy. Następnie spojrzał na pedancika z tyłu, jakby był on jakimś nieszkodliwym robakiem, a raczej niepotrzebną istotą na tym świecie. W sumie ten typek, o twarzy cwaniaczka nic nie robił, tylko stał za tą... E... szermierką? Ok, to troszkę dziwnie brzmi. - Idziemy, czy czekamy na oblężenie żołnierzy? - Spytał z beztroskim uśmiechem.
|Proszę, podrzyj swymi rękoma stare wspomnienia
I zatrzymaj całkowicie smutek
A teraz przeszyj me serce, które się zakochało...|
||| Ból, Tęsknota, Mrok | Miłość, Radość, Światło |||
|Spoglądam w niebo skąd, przybędzie jutro
Widać, nie mogę użyć mego serca, gdyż pełne jest ono trosk|
|Obok mnie przeleciał ptak
Zastanawiam się, czy był w stanie odnaleźć światło|
|Czy pozwolisz wskoczyć mi na barana?
A potem zostaw mnie w najwyższym miejscu świata i trzymaj mnie z dala od dobroci|
Offline
Wystrzeliła trzecią strzałę po czym podbiegła do Marhosa i jego... znajomych? Stanęła za chłopakiem postanawiając, że przedstawi się później.
// Jakoś nie mam weny... //
Offline
Nie miała zaufania do tych obcych, zwłaszcza, że byli z innych królestw. Z Nivenny i Sivinn, sądząc po ich uzbrojeniu. Ale przed chwilą ocalili ich przed stryczkiem. Albo jeszcze czymś gorszym.
- Niech będzie. - skinęła głową wojownikowi. - Wiejemy.
Ruszyła biegiem w kierunku bramy. Artur podążył za nią.
- Uff... Już się bałem, że będzie po nas. - uśmiechnął się szeroko jakby nigdy nic.
Sil nic nie odpowiedziała.
Offline
"Tak, tak, pewnie, ignorujcie mnie" - pomyślałam i ruszyłam za nimi, rozglądając się wokół. Po paru sekundach zastanowienia wetknęłam nóż za pas i zdjęłam łuk, po czym nałożyłam strzałę na cięciwę. Wzięłam głęboki wdech i zagryzłam wargę.
Offline
Podbiegła do gospody i odwiązała swojego konia. Wsiadła na niego i zwróciła się do Levanne :
- Jak mniemam tylko ja w tym całym doborowym towarzystwie mam wierzchowca?
Offline
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem - mruknęłam. - Macie konie? - zapytałam Marhosa i jego towarzyszkę. Westchnęłam cicho po raz kolejny i spojrzałam w niebo robiąc jedną ze swoich głupich min, z których nie zdaję sobie sprawy.
Offline
To nie była głupia mina, a raczej oburzenie. - [b]Mogę biec naprawdę szybko, w dodatku cały dzień i noc z obciążeniem na plecach do 30 kilo. - [b]Warknął z oburzeniem, po czym dalej rozcinał strażników. Może była to przesada, że może biec z takim ciężarem tyle, ale jak już mu się wymcnęło to nie będzie cofał. Następnie sparował cios, który miał być trafem w Van. Odetchnął z ulgą, po czym odciął łeb natrętowi.
|Proszę, podrzyj swymi rękoma stare wspomnienia
I zatrzymaj całkowicie smutek
A teraz przeszyj me serce, które się zakochało...|
||| Ból, Tęsknota, Mrok | Miłość, Radość, Światło |||
|Spoglądam w niebo skąd, przybędzie jutro
Widać, nie mogę użyć mego serca, gdyż pełne jest ono trosk|
|Obok mnie przeleciał ptak
Zastanawiam się, czy był w stanie odnaleźć światło|
|Czy pozwolisz wskoczyć mi na barana?
A potem zostaw mnie w najwyższym miejscu świata i trzymaj mnie z dala od dobroci|
Offline
Opuściłam głowę.
- Można by ukraść konie ze stajni - mruknęłam bez zastanowienia. Zmierzyłam wzrokiem każdą osobę stojącą w pobliżu. Później przeniosłam wzrok na centrum miasta. - I lepiej sie pospieszmy. - Wskazałam ręką chmarę mieszkańców, uzbrojoną na szybko i zbliżającą sie do nas z każdą sekundą.
Offline
Silvana rzuciła okiem na wojownika, znęcającego się nad swoimi ofiarami. Skrzywiła się mimowolnie. Spojrzała na nieznajomą łuczniczkę, stojącą za nim i na Levanne, która stała z opuszczoną głową. A w końcu popatrzyła z odrazą na Artura.
- Cóż. Życzę powodzenia. - zawróciła konia w stronę bramy i uderzyła jego boki piętami. Popędził galopem, zostawiając za sobą tylko chmurę kurzu.
Offline
- Dzięki za pomoc - krzyknęłam za nią i zacisnęłam usta. Zerknęłam na pozostałych. Artur stał bez ruchu wpatrzony w miejsce, gdzie przed chwilą stała Silvana. Odwróciłam sie w stronę wielkiej stajni przy jednym z barów.
- Nie wiem jak wy, ale ja nie chce być powieszona - powiedziałam i puściłam się biegiem w jej stronę, przed startem wypuszczając strzałę w stronę stajennego. Naprawdę nie miałam ochoty zabijać tych ludzi, ale włócznia w ręku tamtego wydawała mi się niebezpieczna. Gdy dotarłam na miejsce jeszcze raz rozejrzałam sie wokół. Grupa ludzi nadal zmierzała w stronę pozostałych, choć kilka odłączyło sie i teraz szła w moją stronę. Westchnęłam i weszłam do stajni. W środku nie było nikogo, co z jednej strony wydawało mi sie dziwne. "No nic" - pomyślałam i podeszłam do czarnego konia z szarą grzywą. Od razu mi się spodobał. Szybko wyprowadziłam go ze stajni i błyskawicznie znalazłam się na jego grzbiecie. Mimo że nie posiadałam konia miałam okazję trochę na nich pojeździć. Mając do dyspozycji walkę ze strażnikami i atak mieszkańców pognałam w stronę bramy.
Offline
Artur westchnął smutno.
- Już drugi raz patrzę jak odjeżdża.
Rozejrzał się wokoło i pobiegł boczną uliczką.
Koń pędził ile sił w nogach. Kiedy Sil oddaliła się od miasta na bezpieczną odległość, spięła wodze. Zwierze zatrzymało się po kilu metrach, ryjąc kopytami ziemię. Spadły pierwsze krople deszczu. Sil sięgnęła do juków i wyjęła ciepły płaszcz z kapturem. Nie dowiedziała się niczego, na wizytę w bibliotece nie było już czasu. Straciła cały dzień, który mogłaby wykorzystać na poszukiwania. Zaklęła cicho pod nosem. Czasu było coraz mniej. Zsiadła z wierzchowca, by dać mu odpocząć i ruszyła wolno przed siebie.
Offline
Gdy byłam juz blisko z zaskoczeniem stwierdziłam, że bramy strzeże tylko jeden strażnik. Gdy rozejrzałam sie wokół wszędzie pełno było ludzi. Trzeba sie pospieszyć. Strzeliłam z łuku. To naprawdę świetna broń. Strażnik padł bez tchu, a ja pogalopowałam w stronę lasu za murami. Starałam się oddalić od miasta. W końcu zwolniłam dając odpocząć koniowi. Zsiadłam z niego i usiadłam na ziemi.
Offline
Woda wlała jej się za kołnierz. Była już cała przemoczona, od skórzanych butów aż po czubek kaptura. Usiadła pod drzewem by skryć się przed deszczem, który padał coraz mocniej. Klacz zajęła się skubaniem mokrej trawy. Sil popatrzyła w stronę Belatony, skrytej teraz za ścianą deszczu. Ciekawe czy łuczniczce udało się uciec. Zapewne tak - musiała przecież ocalić swoją siostrę. Nie ratowała więc tylko swojej skóry. Sil westchnęła. Ona nie miała nikogo, kogo mogłaby uratować. Albo kto uratowałby ją. Kogoś kto by powiedział, że dobrze się spisała. Że jest z niej dumny. Zmęczona całym dniem wrażeń powoli zamknęła oczy.
Ostatnio edytowany przez Silvana (2012-08-20 15:40:16)
Offline
Dzikie zwierze biegło przez łąkę. Było niebieskawozielone, z jednej strony podobne do konia, posiadało jednak skrzydła, było od niego większe, dziwniejsze. Niespotykany kolor, wielkość, kształt...
Nagle zerwałam sie na równe nogi. Co ja robię!? Zasnęłam, a juz dawno powinnam być u siostry! Stracone, wszystko na nic! Bez tchu wsiadłam na konia i odjechałam w stronę, jak mi sie wydawało, Nivenny.
Offline
Sil obudziła się jeszcze przed świtem. Niebo na wschodzie zaczynało już szarzeć. Deszcz przestał padać, ale wszędzie było mokro. Pewnie padało przez całą noc. Sil wyjęła z zapasów kawałek suszonej wołowiny i zaczęła go rzuć bez przekonania. //Normalnie jak Zwiadowcy, co nie ?// Jedną ręką trzymając swoje śniadanie, drugą sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki po list z celem jej misji. Nie było go tam. Sprawdziła drugą kieszeń, tą w której trzymała sztylet. Nic. Przeszukała również juki, chociaż była niemal pewna, że nie wkładała tam listu. Zdenerwowana zaczęła chodzić w kółko. Była pewna, że wkładała list do wewnętrznej kieszeni. To był tajny i bardzo ważny dokument. Przecież nie mógł tak po prostu zniknąć! Chyba że... Że ktoś go ukradł. Ktoś //Nie, Lewku. Nie ten Ktoś // kto uśpił jej czujność, udając bezradną istotkę, potrzebującą pomocy. Sil była wściekła. Tak łatwo dała się omamić! A przecież powinna być czujna i nieufna, jeśli ktoś pochodził z innego królestwa. Zwłaszcza wtedy. Podbiegła do konia, zacisnęła popręg, który poluzowała na noc i wskoczyła na siodło.
- Umierająca siostra. Dobre sobie. - popędziła w stronę królestwa Nivenny.
Ostatnio edytowany przez Silvana (2012-08-21 17:43:05)
Offline